wtorek, 30 grudnia 2014

#4 Po której jesteś stronie?


Yumi

 W domu zastanawiałam się nad wilczycą. Zdawało się co najmniej dziwne, że zachowuje się jak człowiek i w dodatku umie czytać! No ale cóż, normalnie zdziwiłabym się sto razy bardziej, ale odkąd dowiedziałam się o Lyoko... nic mnie już nie zdziwi. 
 Tkwiłam tak w zamyśleniu jeszcze dobrą godzinę, aż brat nie wskoczył mi do pokoju.
 -Hejka, Yumi, co robisz? - zapytał.
 -Aaa, nic, w sumie powinnam odrabiać lekcje. - "obudziłam" się i złapałam za torbę, z której wyjęłam kilka zeszytów. Otwarłam pierwszy lepszy i zajrzałam, czy nie było pracy domowej.
 -Yyyy... Yumi? - zaczęłam się niepokić. Spojrzałam na niego pytająco. - Pożyczysz ładowarkę? Zgubiłem gdzieś swoją...
 -A, tak, już. - ucieszyłam się, że nie wymyślił nic głupiego. Zajrzałam do szuflady i szybko wyjęłam z niej ładowarkę, o którą prosił. Podałam mu ją, a ten zaraz zniknął. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to zbyt dziwne, żeby nie chciał ode mnie niczego głupiego. Popatrzyłam na drzwi, gdzie ostatni raz go widziałam. Zaraz potem zajrzałam znów do szuflady. No tak. Pamiętnik. Uśmiechnęłam się sama do siebie i schowałam go do torby. Od razu zachciało mi się śmiać, kiedy wyobraziłam sobie jego minę, kiedy nie znajduje tego, czego szukał. 
 Na powrót wzięłam się za odrabianie zadań, a było tego całkiem sporo. Kiedy tylko skończyłam, już miałam się położyć, żeby trochę odpocząć, kiedy usłyszałam, że mama woła na kolację. Westchnęłam i pospieszyłam na dół, po czym usiadłam przy już pełnym stole.
 Po zjedzonym posiłku znów zastanawiałam się nad sprawą wilczycy. Kątek oka zauważyłam, jak Hiroki biegnie na górę, rzekomo do swojego pokoju. Uśmiechnęłam się do siebie. No, to się zdziwisz. Nie minęła minuta, kiedy zrezygnowany wrócił na dół. Od razu spojrzał na mnie, chyba się zorientował. W międzyczasie padło kilka rodzinnych pytań, takich jak "co tam w szkole?" albo "czy jutro od razu wrócisz do domu?". W końcu zebrałam się w sobie, żeby wrócić do pokoju. usiadłam przy biurku i od razu zajrzałam do szuflady. Wszystko było poprzestawiane. Czyli jednak? Cieszyłam się, że się zorientowałam. Inaczej mogło by być ze mną krucho. Zaraz jednak zajrzałam jeszcze na wszelki wypadek do torby. Śmiertelnie się wystraszyłam, kiedy go nie zobaczyłam, ale po chwili wygrzebałam go gdzieś z dna. Kamień z serca. Wyjęłam go na biurko i dodałam wpis na szybko, po czym znów wrzuciłam go do środka. Oparłam się o krzesło i odruchowo spojrzałam na zegarek. Już dziesiąta! Zanim spakowałam się na jutro do szkoły, przebrałam się i umyłam, była już jedenasta. Położyłam się pod kołdrę starając się zasnąć, ale długo mi to nie wychodziło. Wreszcie zamknęłam oczy dzisiaj po raz ostatni.
 Rano obudził mnie nieznający litości budzik, wskazujący wpół do siódmej. Szybko wyłączyłam alarm i podniosłam się. Wyszłam do szkoły trochę wcześniej niż zwykle, a Ulricha, Jeremiego, Odda i Aelita spotkałam na ławce na dworze. Kogoś mi jednak brakowało. 
 -Cześć. - przywitałam się. - Nie mało nas...?
 -Fire nie ma, a tak to komplet. - powiedział Odd. - O wilku mowa! - na te słowa roześmialiśmy się wszyscy. Coś jednak rozproszyło moją uwagę. Zresztą nie tylko moją. Za nią stał William spoglądający w naszą stronę. Z zamyślenia wyrwała mnie łasząca się wilczyca. Pogłaskałam ją po łbie i znów spojrzałam w stronę Dunbara, ale jego już tam nie było. Spojrzałam znów na grupę.
 -Chyba się domyśla. - odezwała się Aelita mechacąc sierść białej. Fire długo jeszcze patrzyła w jego stronę, aż w końcu spojrzała na Ulricha i patrzyła tak na niego jakiś czas.
 -Przestań już! - zdenerwował się wreszcie. Ta tylko otarła o niego łeb, po czym wstała, otrzepała się i spojrzała na zegar. W tym momencie zadzwonił dzwonek. Czyżby znała się nawet na zegarku?
 Kiedy nauczyciel wreszcie przyszedł, cała klasa "wsypała się" wręcz do klasy. No tak, test. Zdenerwowałam się, bo tak na prawdę, to odrobiłam tylko pracę domową z historii, nic się nie uczyłam. No cóż, jakoś to przeżyję... Zdawało mi się, że William parę razy spojrzał na mnie, ale nie zwracałam na to uwagi. Nie chciałam z nim gadać o Lyoko. Wystarczyło, że musiałam z nim pogadać o projekcie. Moja katorga długo się wlokła, a kiedy wreszcie usłyszałam upragniony dzwonek jak najszybciej wyszłam z sali. W momencie gdy przekroczyłam próg, usłyszałam jak telefon w mojej kieszeni zadzwonił. Szybko odebrałam, kiedy tylko zorientowałam się, że to Jeremie.
 -Wieża, szybko do fabryki! - krzyknął wręcz.
 -Dobra, dobra, zaraz będę. - uspokoiłam go, wydawał się jeszcze bardziej zdenerwowany niż zwykle. Rozłączyłam się, kiedy nagle zaczepił mnie ten, którego w tym momencie najbardziej się obawiałam.
 -Yumi, przyniosłem te informacje na projekt. - powiedział, ale wiadome było, że nie tylko o to mu chodzi. Postanowiłam nie dać po sobie poznać, że Xana zaatakował. 
 -Świetnie, to chodź. - zaproponowałam. Rozmawialiśmy niecałe pięć minut. Trochę się denerwowałam, ale chyba nie było tego widać.
 -Dzięki, William. - podsumowałam w końcu. - Wezmę te notatki ze sobą. - wzięłam w rękę kartki, które jeszcze chwilę temu przeglądaliśmy i włożyłam je do jakiejś książki, którą zaraz potem wrzuciłam do torby. - Teraz mamy włoski? - zapytałam chcąc mu wcisnąć, że mi się nie spieszy.
 -Tak. - odparł szybko.
 -Idę jeszcze do pani Hertz, widzimy się na lekcji! - zawołałam już kawałek dalej.


 Faktycznie, szłam w zupełnie innym kierunku niż fabryka i to całkiem wolno, ale kiedy tylko skręciłam, a on już mnie nie widział od razu pobiegłam do Jeremiego i reszty. Znów zadzwonił telefon.
 -Tak, wiem, przepraszam, ale William mnie zaczepił, musiałam z nim zostać bo by się zorientował! - wytłumaczyłam zanim Einstein zdążył cokolwiek powiedzieć.
 -Dobra, nie widziałaś spektrum? - zapytał zaniepokojony.
 -Nie, jeszcze nie. - uspokoiłam go, kiedy nagle przez całe moje ciało przeszły przeszły ciarki. - Odwołuję. - rzuciłam tylko i się rozłączyłam. Spektrum już zdążyło mnie zauważyć. Znaki Xany mignęły w jego oczach, a on sam ruszył po mnie. Natychmiast zawróciłam i pobiegłam korytarzem na salę gimnastyczną. Schowałam się za materacami w nadziei, że jeśli już tu zajrzy, to chociaż mnie nie zauważy. Siedziałam tam i dyszałam kilka długich minut. Nagle usłyszałam huk drzwi. Cała zamarłam. Prawie już nie oddychałam. Siedziałam tam i starałam się uspokoić, ale serce waliło mi jak szalone. Spektrum przypominało jednego z chłopaków z młodszych klas. Zastanawiałam się, co u tych z Lyoko. Miałam wielką nadzieję, że Aelita jest już w wieży, jednak chwilowo mogłam liczyć tylko na siebie. Kątem oka zauważyłam, jak chłopak rozgląda się po sali. Bezszelestnie przesunęłam się na drugą stronę materacy, tak, aby mnie nie widział. Przez kilkanaście sekund jeszcze miałam spokój, ale nie zauważyłam, kiesy ten przemieścił się i zdążył mnie już zauważyć. Spojrzałam w jego stronę, a na widok błękitnych, zxanafikowanych oczu przeszły mi ciarki. Zerwałam się do biegu i pędem opuściłam salę, a spektrum ciągle goniło na mną. Weszłam do parku w nadziei, że jeszcze na chwilę da mi spokój.
 -Yumi? - całą się wzdrygnęłam. Znajomy głos przeraził mnie jeszcze bardziej niż sługus Xany. 
 -William? - odruchowo rzuciłam. Chłopak już chciał o coś zapytać, kiedy spomiędzy drzew wyłoniła się postać spektra. Zauważył mnie. Spojrzałam na Dunbara jeszcze raz, po czym zerwałam się do biegu. Kiedy się obejrzałam, zobaczyłam jak stara się zatrzymać widmo, ale to zaraz strzeliło w niego tą swoją "elektrycznością" i zerwało się do pogoni za mną. Miałam nadzieję, że z nim wszystko w porządku, ale nie miałam teraz czasu na zamartwianie się nim. Ważniejsza była ucieczka, przed tym pożeraczem kodów. Przyspieszyłam mimowolnie, chociaż nie wiedziałam że jestem w stanie biec jeszcze szybciej, kiedy tylko pomyślałam o tym, jakie "skutki uboczne" czekają mnie, po spotkaniu ze spektrem. Po jakimś czasie zmęczyłam się tak, że nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, ale jak zna złość, spektra się nie męczą, więc była pewna, że już po mnie. Kiedy chłopak był już tuż przede mną, odbiłam na prawo i pobiegłam na powrót w stronę szkoły. Kiedy wreszcie dobiegłam, stwierdziłam, że to już koniec. Dobiegłam do ławki i usiadłam padnięta co chwila sprawdzając, jak blisko jest spektrum. Zauważyłam, że William idzie w moją stronę.
 -Czyli jednak go włączyliście? - oburzył się.
 -William, proszę cię, nie czas teraz na to... - wydyszałam. Sługus Xany wreszcie dobiegł. Stanął przed nami, a w jego oczach po raz kolejny mignęły symbole Xany. 
 -To ty, Xana? Dawnośmy się nie widzieli! - krzyknął. Widmo uniosło rękę i zebrało w ręce kolejną kulę energii. Druga już musiała pozostawić po sobie ślady. Oboje zasłoniliśmy się. Nic jednak się nie stało. Po chwili zebrałam się na otwarcie oczu. Spektra już nie było.
 -Udało im się... - szepnęłam sama do siebie.
 -Dobra, co tu się dzieje, czemu mi nie powiedzieliście? - wściekał się.
 -Za chwilę, muszę odpocząć. Ganiał mnie po całej szkole... - zmęczona,wręcz padnięta, odchyliłam głowę w tył. William usiadł obok i zadawał pytania co jakiś czas. Starałam się jakoś wymigać, ale na niektóre musiałam odpowiedzieć. W końcu reszta do nas doszła, a ja poczułam się wybawiona.
 -William? - zdziwił się Ulrich.
 -Co ty tu robisz? - dokończył Jeremie.
 -A wy? - odszczeknął. Fire patrzyła na niego smutno, podczas gdy wojownicy aż kipieli ze złości. Podeszłą do niego wątpliwie i oparła łeb na jego nodze, ten jednak wstał i popatrzył po nas wszystkich. - Jak mogliście? Myślałem, że jestem z wami!
 -Oszalałeś? Przez ciebie omal nie zginęliśmy! - Ulrich wreszcie wybuchł.
 -Zanim zdążyłeś zrobić cokolwiek-
 -I co? Uważacie, że teraz znów dam się podejść? - przerwał Oddowi.
 -Tak. - Jeremie zakończył sprawę spokojnym, stanowczym i opanowanym głosem, dając do zrozumienia Dunbarowi, że jego wściekłość niczego nie zmieni. Ten pokręcił tylko głową, spojrzał na nas jeszcze raz z wyrzutem i odszedł.
 -Dzięki... - mruknęłam. - Sama musiałam się tłumaczyć. - wilczyca za to zawarczała na nas zapewne za to, jak go potraktowaliśmy.
 -Po której jesteś stronie?! - Ulrich już był na skraju, ale wilczyca rzuciła mu spojrzenie, którego ja sama do końca życia nie zapomnę. Zdawało się, że bez słów zwyczajnie się odezwała. Przekaz był prosty.
 Jesteś jak dziecko.

niedziela, 28 grudnia 2014

#3 William


 Jak zwykle, wilczyca rozwaliła się na łóżku bruneta, który sam nie miał gdzie leżeć i gnieździł się na skraju leża. Od zatwierdzenia białej w szkole minęło kilka dni, jednak ta nie ruszała się z pokoju chłopaków lub gabinetu Jima, jednak tego dnia postanowiła to zmienić. 
 Rano dość szybko zerwała się na równe nogi i zabrała obu "śpiącym królewnom" kołdry i tym samym pobudziła. Blondyn ziewnął głośno i jeszcze kilka minut zbierał się do wstania, jednak budzik poruszył go w momencie. Brutalnie zbudzony Odd przez następne pół godziny chodził jak zombie, ale na stołówce ożywiło go śniadanie, które składało się z rogalika i wybłaganej przez uczniów gorącej czekolady, no i paru innych ciekawych rzeczy.
 Cała grupa jednak rozbudziła się dopiero, kiedy na stołówkę wszedł Jim.
 -Uwaga! - wrzasnął, a na jadalni w momencie zrobiło się cicho, jednak nie wiadomo czy to dla tego, że chcieli wysłuchać jakże interesującego monologu nauczyciela, czy może dla tego, że popękały im bębenki. W każdym razie, zrobiło się cicho. Zza pleców wuefisty wychyliła się biała wilczyca. - Od dzisiaj ten oto pies... yyy, przepraszam, ta psina pilnuje Kadic, tak więc radzę się z nią dogadać! - ogłosił i pozostawił waderę samą zdaną na bandę uczniów. Cisza trwała jeszcze chwilę, dopóki do zwierzęcia nie dobiegły dwie reporterki.
 -Szybko, rób zdjęcie! - krzyczała Milly oglądając przybysza. Fire jednak popatrzyła na nią z pożałowaniem i podniosła się, na co dziewczyny odsunęły się o krok. Ta jednak nie bardzo chciała się z nimi zadawać, tak więc minęła je, spojrzała na nie po raz kolejny swoim poniżającym spojrzeniem i ruszyła dalej, zatrzymując się przy stolę z grupą z lyoko, przywitała się z każdym kolejno, a na sali znów zrobiło się głośno. 
 -No, dzisiaj może nareszcie zrobi się zabawnie. - zaśmiała się Yumi. 
 -Ta, aż mnie ciekawi co nam pokaże na dzisiejszych lekcjach. - na słowa Ulricha wilczyca uśmiechnęła się szeroko i popatrzyła na niego ze spojrzeniem mówiącym Jeszcze się zdziwisz... co wprawdzie wystraszyło bruneta, bo w końcu co odstawi?
 Kiedy w końcu zadzwonił dzwonek, wszyscy uczniowie zebrali się i rozeszli się po klasach, a wadera podążyła za młodszymi wojownikami, a w sali usiadła obok ławki Niemca i obserwowała nauczyciela, który poświęcił kilka minut lekcji krótkim monologiem na temat jej osoby, po czym rozpoczął fascynującą lekcję historii. Ta godzina minęła bez większych szaleństw, jednak wilczyca oczekiwała lekcji fizyki z panią Hertz, planując zapewne coś na uboczu.
 W klasie zapanowała cisza jak makiem zasiał, gdyż nauczycielka zarządziła kartkówkę. Fire wpatrywała się w kartkę Ulricha i czytała zadanie. Nosem wskazała rozwiązanie pierwszego zadania, po czym odeszła. Ten odprowadził ją wzrokiem zdziwiony, za co Suzanne skarciła go wręcz natychmiastowo. Wilczyca natomiast zaglądała w papier każdego z uczniów, a każdy z nich na jej widok odsuwał się kawałek myśląc, że chce coś im zrobić. Ta jednak tylko zaglądała w kartki. Kiedy zbliżała się do ławki Jeremiego ten oznajmił, że skończył.
 -Bardzo dobrze, Belpois. - pochwaliła go nauczycielka. Już miała przejść się po jego pracę, kiedy nagle wilczyca złapała kartkę w zęby i przydreptała, aby podać ją nauczycielce. Ta odebrała "przesyłkę", odłożyła ją powoli na biurko i patrzyła na białą w osłupieniu. - Dziękuję... - wydusiła z siebie, jednak wilczyca nie odeszła. Suzanne wreszcie pogładziła ją po łbie, na co Fire zamerdała lekko ogonem i znów przeszła się po klasie.
 Po skończonej kartkówce przyszedł czas na temat lekcji. Pani Hertz tłumaczyła coś przez kilka minut, nabazgrała coś na tablicy i oznajmiła, że do tematu potrzebne jej doświadczenie z siłomierzem i zanim się obejrzała, przedmiot zawisnął na pysku białej tuż przed nią. Nauczycielka przejęła sprzęt i znów pogłaskała wilka, po czym znów zajęła się lekcją.
 Tym podobnymi sytuacjami minęła lekcja, ale najgorsze miało dopiero nadejść. Wf.  Jim był dziś w doskonałym humorze, więc zarządził sprint na czas. Co prawda nikt nie wie, co ma jedno do drugiego ale złota zasada brzmi - punkt pierwszy: nauczyciel ma zawsze rację. Punkt drugi: Jeśli twierdzisz, że nauczyciel się myli, patrz punkt pierwszy. Tak więc nikt nie miał nic do gadania. Na pierwszy ogień poszli Stern, Della Robbia i dwóch innych z klasy.
 -Do biegu! Gotowi! - czwórka uczniów wystrzeliła wraz z gwizdkiem, ale coś było nie tak. Tuż obok nich biegłą wilczyca! Biała zdecydowała się ich poganiać, a kiedy dobiegli do mety nauczyciel zatrzymał ich. - Jeszcze raz! Aha, a ty jak chcesz ich przyspieszyć, biegnij za nimi. - biała zamerdała ogonem i ustawiła się za chłopakami.
 Zgodnie z radą Jima, cała czwórka przebiegła trasę dwa razy szybciej, rzecz jasna pogoniona przez warczącą wilczycę. Każdy następny uczeń osiągał szczyt swoich możliwości. To się nazywa LEKCJA WYCHOWANIA FIZYCZNEGO.
 Na obiedzie wszyscy zaliczyli bliskie spotkanie twarzy ze stołem, gdyż ich wymarzony przedmiot trwał dwie godziny. Wszyscy poza Yumi.
 -Co się wam stało? - parsknęła śmiechem.
 -Jej zapytaj... - wyjęczał Odd wskazując na Fire od niechcenia. Ta tylko pomachała ogonem.
 Po skończonym obiedzie nikomu wciąż nie chciało się ruszyć. W końcu zebrali się ostatkami sił, a biedna Japonka nie miała zielonego pojęcia, o co chodzi.
 -Wieża! - krzyknął Jeremie. Wojownicy zerwali się na równe nogi.
 -Super, Xana ma nową strategię, chce się pozbyć mojego obiadu! - oburzył się Włoch.
 -Xana? - usłyszeli głos za sobą. Wysoki, czarnowłosy chłopak ze złością w oczach obserwował wojowników. - Powstał? Czemu mi nic nie mówicie? - między przyjaciółmi zapadła grobowa cisza. Jedynie wilczyca zdobyła się na cokolwiek, podeszłą do Williama i otarła się o niego. - Tak mnie traktujecie? - oburzył się i odszedł. Biała pobiegła za nim, ale ją odgonił. Dogoniła więc pozostałych przy włazie i ruszyła z nimi do fabryki.
 Po skończonych lekcjach grupa rozeszła się. Fire jednak zamiast skręcić ze Sternem do pokoju, powędrowała kilka drzwi dalej. Spojrzała na chłopaków dając im do zrozumienia, żeby na nią nie czekali. Przeszła jeszcze kawałek i zatrzymała się przed jednym z ostatnich pokoi. Złapała łapą za klamkę i delikatnie uchyliła drzwi. Zajrzała do środka. Na łóżku leżał Dunbar nawet nie sprawdzając kto wszedł, chociaż nie miał bladego pojęcia kto mógłby bo być. Zorientował się dopiero wtedy, kiedy wilczyca zamknęła za sobą drzwi i oparła łeb na jego klatce piersiowej w nadziei, że coś od niego usłyszy.
 Nic.
 Nie odezwał się ani słowem. Przyjrzał się tylko dzikim oczom i znów wlepił wzrok w sufit. Biała powoli wdrapała się na łóżko oczekując sprzeciwu, jednak ten nie odezwał się słowem. Tak więc legła obok niego układając swój pysk i lewą łapę na jego klatce.
 Dopiero po prawie pół godziny chłopak zdobył się na powiedzenie czegokolwiek.
 -Trzymasz z nimi? - zapytał w sumie nie oczekując odpowiedzi. - Nie chcą mnie przyjąć. A przecież każdy w nich mógł zostać opętany. Cóż, i tak nie wiesz o co chodzi. - na ostatnie słowa wilczyca fuknęła chcąc zaprzeczyć. - No to, załóżmy że wiesz. - westchnął. - Atakował już, prawda? Daliby mi szansę. Pokazałbym im na co mnie stać. Ale oni nawet nie chcą ze mną gadać! - w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. - Proszę.
 -Jest tu Fire...? - zapytał Niemiec na wejściu. - Nasza gazetka się tobą interesuje, wybryku natury! - oznajmił, na co Fire warknęła głucho, dając do zrozumienia, że nie lubi kamer. Reporterki jednak zignorowały to i wepchały się do pokoju. Tamiya natychmiast złapała za aparat i cyknęła zdjęcie wilczycy.
 -Jaka to rasa? - zapytała Ulricha. Zanim jednak ten zdążył się odezwać, biała pokazała swoje ciało w pełnej okazałości, a stojąc na łóżku była jeszcze wyższa od bruneta. Dziewczyny oniemiały, a wadera najeżyła sierść na karku i ukazała rząd bielutkich kłów ustawionych w rząd na żuchwie, która zdawała się być w stanie przegryźć stal bez większego wysiłku. Dziennikarki zamarły, a ta dopełniła dzieła wściekłym warknięciem, które wypędziły dziewczyny, najwyraźniej na zawsze.
 -Ładne przedstawienie... - rzucił Niemiec wciąż w lekkim "szoku". William usiadł, z resztą tak samo jak i wilczyca.
 -No. - przyznał po chwili, a ta szturchnęła go nosem.
 -Mam rozumieć, że nie masz zamiaru iść teraz do nas? - zasugerował Ulrich, a kiedy się upewnił o co chodzi, zniknął za drzwiami. Wadera legła na łóżko na plecach i sama spojrzała w sufit.
 -Mocna rzecz. - podsumował Dunbar i położył się jak wcześniej. Najciekawsze w tym wszystkim było to, że dopiero w tej chwili zrozumiał, że z jego pokoju wyszedł jeden z wojowników Lyoko. Już miał się zerwać, kiedy ostatecznie stwierdził, że to bez sensu i znów się położył, a wilczyca znów ułożyła na nim łeb.

#2 Kłopoty

  Rano Ulrich obudził się z dźwiękiem budzika, który wskazywał wpół do siódmej. Uderzył w niego natychmiast, aby się wyłączył. Zwlókł się z łóżka i rozejrzał po pokoju. Wtem przypomniał sobie, co działo się wczoraj.
 -No tak... a gdzie wilk - ugryzł się z język. - wilczyca? - w tym momencie drzwi do pokoju otworzyły się.
 -Odd! - krzyknął Jeremie. - Daj mi ten zeszyt, matematyka jest pierwsza! - rozkazał.
 -Już, już... - mruknął. - Ale jeszcze nie przepisałem...!
 -Nie od spania jest lekcja, dawaj! - na te słowa brunet zaśmiał się.
 -Dobra, wyłaź. To tylko Jeremie. - spojrzał na szafę, ale od razu na swoją. Oczywistym było, że już nie wejdzie do tej drugiej.
 -Co ty bredzisz? - zdziwił się okularnik.
 -Zamknij drzwi. - nakazał Niemiec. Gdy ten tylko puścił klamkę, z szafy wywlokła się biała wadera.
 -SKĄD GO WZIĘLIŚCIE?! - wrzasnął Jeremie, ale oboje zaraz go uciszyli.
 -Już tu był, kiedy wróciliśmy do pokoju. - Odd wreszcie przekazał długo poszukiwany w czeluściach swojego plecaka zeszyt.
 -To go wygońcie!
 -Po pierwsze; sam spróbuj. - oburzył się brunet. - A po drugie, to ona. Nie on. - poprawił go. Einstein popatrzył na niego jak na wariata, po czym przeniósł wzrok na zaspanego, siedzącego na łóżku blondyna, a na koniec na samo zwierzę.
 -Powariowaliście... - zebrał w końcu myśli. - Jak Jim to zobaczy, będziecie mieć przechlapane.
 -O to się nie martw, zawsze chowa się w szafę, kiedy ktoś idzie. - wyjaśnił. - No i już wie, że w szafie Odda nie ma czego szukać. - zaśmiał się Niemiec, a Jeremie mimowolnie się uśmiechnął.
 -Dobra, przebierzcie się i idziemy na śniadanie. - nakazał i złapał za klamkę, już miał wychodzić, kiedy... - Aha, ona ma stąd nie wychodzić. - wskazał na waderę. Chłopaki przytaknęli, a okularnik zniknął za drzwiami.
 Po niespełna dwudziestu minutach obaj byli wykąpani, uczesani i ubrani. Stern rzucił do wilczycy coś na pożegnanie i wyszedł zaraz po Oddzie.
 Spotkali się z resztą grupy na stołówce, przywitali się i wzięli się za śniadanie rozmawiając i śmiejąc się przy tym sporadycznie. Uśmiech jednak zdarł chłopakom z twarzy widok za oknem - Jim goniący białe zwierze. Jak poparzeni, w trójkę, wyskoczyli z jadalni, a dopiero po chwili dziewczyny pobiegły za nimi nie mając pojęcia o co chodzi.
 -...! - Ulrich już miał wywołać imię wadery, jednak dopiero teraz zorientował się, że go przecież nie zna. - ...wracaj tu! - wydusił w końcu z siebie.
 -Czekaj, to nie ten wilk co nas gonił? - zorientowała się Aelita.
 -Niestety, to on! - uświadomił ją i rzucił się w pogoń, a Odd zaraz za nim.
 -Psorze! - krzyknął Włoch w pogoni i zatrzymał się przed nauczycielem. Morales spojrzał na niego, kiedy tylko dobiegł.
 -To o tym psie mówiliście? - przerwał mu zanim cokolwiek zdołał wydusić. Ulrich natomiast nie miał zamiaru się zatrzymać. - Stern! - przyuważył go.
 -Miałaś zostać w pokoju! - oburzył się. - Wracaj, już! - rozkazał, ale biała zapiszczała tylko i ani rusz.
 -Ulrich! - krzyknął okularnik. Ten podniósł się natychmiast i spojrzał w las, z którego właśnie biegły w jego stronę trzy wielkie psy; doberman, coś na wzór psa tybetańskiego i przerośnięty seter angielski. Przed bruneta natychmiast wyskoczyła wilczyca, która to przyjęła atak największego, tybetańskiego i upadła na Niemca, odepchnęła tylnymi łapami psa i zerwała się na równe nogi, natomiast chłopak podbiegł natychmiast do przyjaciół.
 -Widziałem! Xana! Mają znaki Xany w oczach! - wykrzyczał. Grupa popatrzyła po sobie. Natychmiast zerwali się i pobiegli do fabryki.
 -Stern, Della Robbia, Belpois... - gubił się. -  a z resztą, wracać mi tu! - wrzasnął nauczyciel i już miał ich gonić, kiedy walczące zwierzęta przecięły mu drogę. Na wilczycę dwa z nich, natomiast doberman wziął się za Jima. Udało mu się obronić przed pierwszym atakiem, ale drugi go przygniótł. Pies już miał przebić tchawicę, kiedy w ostatnim momencie, wilczyca złapała martwego już stera i rzuciła w niego. Samiec upadł z piskiem, a wadera skończyła z nim tak jak i on chciał to zrobić z nauczycielem; przegryzając tchawicę. Został tylko jeden, który właśnie rzucił się na białą. Ta jednak uchyliła się i jednym, krótkim ruchem łapy przecięła mu oko. Tybetańczyk piszczał nie ubłagalnie i rzucał się na wszystkie strony, a wilczyca w tym czasie dopełniła dzieła. Po tym podeszła do nauczyciela i przeszyła go wzrokiem, a po chwili polizała po twarzy. Popatrzyła na przerażonego mężczyznę raz jeszcze i skierowała się do fabryki. Zębami odsunęła sobie właz i wskoczyła do środka. Rozejrzała się, pociągnęła nosem kilka razy i ruszyła tropem.
 Po niespełna trzech minutach dotarła do windy. Wbiegła do środka, wcisnęła przycisk i zjechała do sali, gdzie nad grupą czuwał Jeremie. Dołączyła do niego i popatrzyła w ekran.
 -Aelita, jesteś w wieży? - zapytał.
 -Wchodzę. - odparła, ale on nie czekał na odpowiedź. Osłupiony patrzył na wilczycę.
 -Co ty... Jak tu wlazłaś?! - krzyknął.
 -Einstein? - zwrócił się do niego Odd.
 -Coś nie tak? - zapytała Yumi. W tej chwili po raz kolejny winda otworzyła się.
 -Jeremie, co ona tu robi?! - Ulrich stanął jak wyryty, ale kiedy wadera odwróciła się w jego stronę omal nie zemdlał na widok zakrwawionego pyska.
 -Wieża dezaktywowana, Jeremie. - usłyszał w tle głos Aelity.
 -Sprowadzam was. - oznajmił i odpalił program.
 Po kilku minutach pomieszczenie zapełniło się.
 -Skąd ona się tu wzięła? - zapytała z niedowierzaniem Yumi.
 -Nie mam pojęcia. - westchnął okularnik. Wadera zadowolona patrzyła po każdym mówiącym po kolei. Nagle jednak z jakiegoś powodu spojrzała na Odda.
 -Nie wiemy nawet jak ma na imię. - ta rzuciła mu spojrzenie, które mówiło samo za siebie. Już ja ci pokażę. Rzuciła się, wręcz, na Włocha i wyrwała mu plecak z niewiarygodną siłą. Wywlokła z niego zeszyty i książki, kiedy wreszcie złapała za podręcznik od Angielskiego i z zapałem, mozolnie kartkowała strony, jako że nie miała rąk jak ludzie. Grupa przykucnęła przy wilczycy i czekała na rezultaty. Nagle Japonka złapała za książkę i sama przewracała kolejno strony, a wadera przyglądała się im. W końcu, po kilku minutach szturchnęła ją, a ta natychmiast zatrzymała przeszukiwanie na jakimś tekście o pożarach. Przeszukała go słowo po słowie, aż wreszcie wydała z siebie dźwięk podobny do szczekania wskazując pazurem za jakiś wyraz.
 -Is..? - mruknęła Yumi z akcentem. Wilczyca prychnęła i oblizała pazur, po czym znów wskazała na jakieś słowo. Tym razem jednak pozostawiła mokry ślad na jednym z nich.
 -Fire? - zdziwił się Ulrich. Wypowiedział to całkowicie sztywno, bez jakiegokolwiek akcentu, a wilczyca pomachała ogonem, ale kiedy tylko Jeremie powtórzył warknęła na niego.
 -Cóż, widocznie nasz wilczek nie umie mówić po angielsku. Powiedziałeś to z akcentem. - zwrócił mu uwagę Odd. - Po prostu Fire. - wywołana znów zamerdała ogonem i otarła się o blondyna łbem jak kot.
 -No, to teraz wszystko jasne. - Yumi uśmiechnęła się i pogłaskała wilczycę podobnie jak reszta grupy.
 -A co z powrotem? - zauważył Einstein. Wadera jednak zaprzeczyła cichym warknięciem i oparła się o Ulricha. - Tak myślisz... Fire?
 -Cała jesteś przecież we krwi! - skarcił ją Odd, więc ta podniosła się i weszła do windy czekając na resztę. Jeremie zdecydował jednak zostawić superkomputer w spokoju i wyszedł z wojownikami.
 Na zewnątrz Fire zaprowadziła ich na plac przed budynkiem. Ogrodnik wynosił ciała martwych psów na teczce, a Jim rozmawiał z dyrektorem. Wilczyca bez wahania wyszła spomiędzy krzaków.
 -Fire! - szepnął Niemiec, jednak ta go nie słuchała. Przydreptała do nauczyciela i otarła się o jego nogi. Stern natomiast wreszcie zdobył się na odwagę i również wyszedł z krzaków. Grupa chciała go powstrzymać, ale bezskutecznie. Podszedł do rozmawiających mężczyzn i popatrzył po nich.
 -Skąd wziął się ten pies, Stern? - zapytał Delmas.
 -Nie mam pojęcia, panie dyrektorze. - odparł. - Ale nie jest niebezpieczna i pozbyła się dzikich psów.
 -Tak, dyrektorze. Obroniła mnie przed tymi psami. - dodał Jim.
 -Dobrze, ale... co ja mam z tym wspólnego? - Ulrich spojrzał zdziwiony na nauczyciela.
 -Chcę żeby tu został. - oznajmił bez wahania Morales. - Przypilnuję go, nakarmię, a jeśli psy wrócą obroni uczniów, jeśli policja ich nie znajdzie. - dodał. Stern jak wyryty popatrzył na niego, z resztą tak jak i Delmas. Stali tak kilka sekund, aż dyrektor nie westchnął zdezorientowany prośbą Jima.
 -Jim, nie mogę... zostawić go w szkole! - tłumaczył.
 -Bez obaw. - zapewniał go. Dyskusja trwałą jeszcze kilkanaście minut. W tym czasie Niemiec skorzystał z uprzejmości, wymuszonej ale co tam, ogrodnika i oblał wilczycę ze szlauchu chcąc pozbyć się czerwonej cieczy. Trochę mu to zajęło, jednak wreszcie biała była na prawdę biała. Gdy tylko się odsunął, ta strzepała z siebie całą wodę i podreptała za nim. Szybko jednak musiała zwolnić, gdyż nogi miała nie dość, że dłuższe niż on, to jeszcze cztery.
 Kiedy już doszli z powrotem do dyrektora i Jima, czekali na postanowienie.
 -Hmm... No dobrze, tylko ma być spokój! - zarządził, a Ulrich ledwo powstrzymał się od krzyku z radości, w końcu nie czeka go żadna kara za trzymanie jej w pokoju. Nim się obejrzał reszta paczki stała obok.
 -No to teraz mamy jeszcze ją na głowie... - mruknęła Aelita, ale uśmiechnęła się, kiedy tylko Fire zaczęła domagać się pieszczot.

sobota, 27 grudnia 2014

#1 Poznajmy się

Zielona płyta kanałów zsunęła się powoli, a spod niej wyszedł całkiem wysoki brunet. Rozejrzał się mimowolnie i zeskoczył z kopuły. Coś jednak przykuło jego uwagę - błękitne ślepia przeszywające go na wylot.
 -Ej... mamy tu mały problem. - mruknął. - Zresztą, nie taki mały... - dodał, kiedy tylko przyjrzał się zwierzęciu.
 Nienaturalnie wielkich rozmiarów, mierzący w kłębie nieco ponad 120 centymetrów, psowaty wpatrywał się w chłopaka dzikimi ślepiami, które dodawały piękna całości. Dwie jednak cechy szpeciły zwierzę - lędźwiowa część kręgosłupa przecięta było na wskroś trzema długimi bliznami, a tylne nogi zastąpione były stalowymi protezami.
 -Co to...? - szepnął niski blondyn, który właśnie wyszedł na powierzchnię i stanął obok przyjaciela.
 -Nie mam pojęcia. XANA? - zwrócił się do okularnika, po którym pojawiła się jeszcze różowo-włosa dziewczyna.
 -Niemożliwe, właśnie dezaktywowaliśmy wieżę... - zaprzeczył z niedowierzaniem, sam nie do końca pewien, czy powinien wierzyć sam sobie.
 -I nagle, całkowitym przypadkiem, przy wyjściu z fabryki drogę zastawia nam przerośnięty pies?! - oburzył się blondyn, który swoją drogą był niższy od białego psowatego.
 -To nie pies. - poprawiła dziewczyna. - To wilk. - cała grupa spojrzała na nią z niedowierzaniem.
 -Aelita, to nie-
 -Możliwe. Widziałam już wilki, rozpoznaję je. - w tym momencie stało się coś, czego nikt się nie spodziewał; na wilczym, jak już wiadomo, pysku zagościł szeroki, zawadiacki uśmiech. Wojownicy obserwowali bestię, w obawie przed atakiem.
 -Zajmę się nim. - ciszę przerwał głos bruneta. - A wy w międzyczasie uciekajcie. - wilk oblizał się nieznacznie i znów uniósł kąciki warg. Chłopak schylił się ostrożnie i wziął do ręki sporawy kij, na co zwierz zakołysał ogonem.
 Serce Niemca biło szybko, jednak wiedział, co musi zrobić. Zerwał się i już miał się zamachnąć... kiedy zwierze wyskoczyło, złapało potężnymi szczękami kij i pociągnęło go razem z brunetem, który oczywiście gruchnął z impetem o ziemię i wreszcie puścił broń. Wilk natomiast podskakiwał zadowolony, po czym podbiegł do leżącego i podsunął mu patyk. Chłopak odwrócił się na plecy, popatrzył po błękitnych oczach chcąc rozproszyć zwierzę i szybkim ruchem złapał kij. A raczej tak mu się zdawało, bo to nie on był sprytniejszy. Futrzak odchylił łeb, rzucił kij jak najdalej i szturchnął bruneta zimnym, mokrym nosem, merdając przy tym ogonem niczym labrador, ale ten odepchnął pysk zdenerwowany.
 Blondyn zaśmiał się.
 -Cóż, przynajmniej cie nie zeżarł.
 -Zamknij się Odd. - odszczeknął przyjaciel, kiedy tylko zebrał się z ziemi. - To przynajmniej oznacza, że to nie XANA. Chodźcie. - oznajmił i skierował się ku szkole.
 Czterej uczniowie jednym ciągiem szli przez las w zamyśleniu. Jednak nie tylko oni.
 -Chyba mamy ogon. - odezwał się Odd.
 -Takiego ogona nie da się zgubić. - zaznaczył Niemiec. - Dlatego ja się nim zajmę. - krzyknął już w biegu. Pozostała trójka zatrzymała się zdezorientowana. Popatrzyli się po sobie i jak jeden mąż wystrzelili w pogoni za brunetem, a wilk oczywiście za nimi.
 -Jim! - krzyczał aktorsko zdyszany chłopak.
 -Stern? - zdziwił się nauczyciel.
 -Goni nas wielki, bezpański pies! - krzyknął, zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć. Wtem z lasu wybiegły trzy postacie. Tylko trzy. Po zwierzu ani śladu.
 -Kiedyś stałem naprzeciw stadu wilków! - pochwalił się Morales i skierował się w stronę lasu odgarniając gałęzie, jednak niczego nie znalazł. - Nic tu nie ma!
 -Uff, to dobrze... - odetchnęła Aelita. Całą grupa skierowała się do klas.

 Po skończonych zajęciach spotkali się z jeszcze jedną dziewczyną - pogadali chwilę, aż Japonka nie pożegnała się i wyszła poza teren Kadic. Reszta, która mieszkała w internacie, zmuszona była zostać, gdyż przy bramie stał "napakowany" wf-ista strzegący, aby nikt z internatu nie wydostał się na zewnątrz. Ci jednak ani myśleli uciekać - pożegnali się ze sobą na wzajem i każdy poszedł w swoją stronę. Tylko Ulrich i Odd szli razem, w końcu mieszkali w jednym pokoju.
 Brunet złapał za klamkę i już miał wchodzić.
 -CO?! - wrzasnął dopiero po chwili, musiał się zastanowić, czy to co widzi to prawda. Za środku pokoju, na stercie wszelkiej znalezionej w pokoju pościeli, niczym księżniczka na ziarnku grochu, leży wilk. Biały. Dobrze znany chłopakom. - SPADAJ! - zwierze posłuszni zeskoczyło ze sterty. - Co ty tu robisz, co?! - krzyczał dalej.
 -Oczekujesz, że ci odpowie? - skarcił go blondyn.
 -Nie. - mruknął niemal odruchowo i wciąż poganiał zwierze, które za wszelką cenę chciało zostać w pokoju. - Nie ma cię tu, już! - rzucał co chwila, jednak nie dawało to efektów.
 -Ugh, po prostu oddaj mi moją pościel. - mruknął współlokator i zamknął drzwi. Wyrwał Sternowi kołdrę z ręki, rzucił ją na łóżko i padł na nią jak trup.
 -W ogóle cię nie rusza, że mamy wilka w pokoju?!
 -Nie wrzeszcz tak, bo Jim przyjdzie, a on dopiero nami ruszy. - wymamrotał zmęczony. Oburzony brunet rzucił w niego jego poduszką, zabrał swoją pościel i uporządkował łóżko.
 Położył się na pościeli i myślał chwilę. Zebrał się w końcu, usiadł przy biurku, nabazgrał coś w zeszycie pisząc wyżej "praca domowa", po czym zamknął go i odłożył na miejsce. Westchnął głęboko i odwrócił się z krzesłem i spojrzał na wilka. Zwierze znów "przewierciło" go swoim błękitnym spojrzeniem i opuściło łeb na kołdrę łóżka bruneta ciągle uważnie mu się przyglądając. Patrzyli tak po sobie chwilę w zastanowieniu, jednak coś poruszyło białego, który natychmiast nosem otworzył szafę Odda i wśliznął się do niej ciągnąc drzwi za sobą, aż zamknęły się szczelnie.
 -Co on r...?
 -Stern, Della Robbia! Jesteście? - usłyszeli Jim'a, który właśnie wtargnął do ich pokoju.
 -Jesteśmy... - wydukał Włoch wciąż leżąc jak z diabła skóra.
 -To dobrze, uczyć mi się! - rozkazał i wyszedł trzaskając drzwiami na pożegnanie.
 -No już, wyłaź. Bo się udusisz! - zaśmiał się Niemiec, a z szafy "wypłynął" wręcz wilk odurzony odorem butów Odda, a Ulrich niemal pękł ze śmiechu.
 -Zabawne... - jęknął właściciel szafy nie biorąc tego do siebie.
 Po kilku godzinach brunet zdecydował się iść spać, tak więc wygonił futrzaka na ziemię a sam wlazł pod kołdrę i przykrył się po szyję. Leżał chwilę na plecach i w zamyśleniu wpatrywał się w sufit, ale kiedy był już dostatecznie zmęczony obrócił się na bok i przyglądał się wpatrującemu się w niego błagalnie zwierzęciu.
 -No chodź... - rzucił wreszcie ubłagany, a uradowane zwierzę wskoczyło na łóżko i położyło się tuż za nim kładąc łeb na jego ramieniu. Niemiec przejechał ręką po jego pysku kilka razu i odezwał się wreszcie. - Wiesz co, Odd?
 -Co? - mruknął niezadowolony.
 -Tak sobie myślę... Może to nie jest wilk...? - blondy podniósł się zaciekawiony sprawą.
 -Jak to?
 -No bo... Może to nie wilk. W sensie... Wilczyca? - Włoch podrapał się po głowie.
 -A czemu?
 -No patrz, nie warczy. A kiedy Aelita nazwała go... ja raczej ją, wilkiem to się uśmiechnęła.
 -O, wiem, zaprezentuję ci wspaniałą umiejętność rodu Della Robbów! - zakrzyknął. - Słuchaj. Biały? Ej biały! - wilk podniósł się. - To jak to jest? Jesteś facetem? - zapytał, co zabrzmiało dosłownie, jakby on sam był niedorozwinięty. O dziwo jednak wilk zawarczał. - Aha. A jesteś dziewczyną? - na te słowa biały ogon uderzył o leże kilkukrotnie a za pysku pojawił się uśmiech. - Ha! Widzisz? - Odd był z siebie dumny.
 -Tak, widzę, mistrzu. - zaśmiał się. Wilczyca natomiast trąciła go znów nosem, a ten w odpowiedzi pogłaskał ją po głowie. - To chociaż tyle o tobie wiemy...

******************
No, skończone. Pisałam to w telefonie, ale jest za długie i się zacina jak chcę otworzyć -.-
Tak więc trzeba było to napisać raz jeszcze :>
Na razie brzmi to trochę debilnie, ale z czasem się poprawi ^ ^

Pierwsza pierwszość

Witam lyokowcy, tu właśnie pod tym adresem przeczytacie coś, czego jeszcze nie było, a przynajmniej o tym nic nie wiem.
 Akcja dzieje się na początku Ewolucji, grupa wie już o przebudzonym XANIE. Wilczyca pojawia się jeszcze zanim do grupy na nowo dołącza William.
 Krótkie przedstawienie: w Kadic pojawia się ciekawe zwierze, które z czasem okazuje się być jeszcze dziwniejsze, niż się początkowo zdawało. Ciągle zaskakuje uczniów i tym samym wzbudza ich zaufanie i szacunek, co nieczęsto się zdarza.
Tak, krótkie, wiem, ale reszty dowiecie się później. Niedawno stworzyłam reference'a tego oto zwierza, a może się on wam przydać


Miłego czytania :>
Szablon by Selly